W poszukiwaniu pasji. Historia 3

To już trzeci z kolei tekst Czytelnika tego bloga w ramach serii “W poszukiwaniu pasji”. Tym razem Mikulew opowie Wam o swojej pasji, na którą się zdecydował mimo wcześniej obranego kierunku.

To już trzeci z kolei tekst Czytelnika tego bloga w ramach serii “W poszukiwaniu pasji”. Tym razem Mikulew opowie Wam o swojej pasji, na którą się zdecydował mimo wcześniej obranego kierunku. Gratuluję mu wielkiej odwagi i przede wszystkim wytrwałości.

Mikulew pokazuje, jak można zmierzyć się z ograniczeniami we własnej głowie i mimo pojawiającej się myśli “to jest niemożliwe”, iść do przodu. Przeczytaj i zainspiruj się :)

             Barman artysta

W moim przypadku to było tak – na początku miałem iść w kierunku artystycznym – zostać architektem czy rysownikiem, może grafikiem. Rysowałem od dzieciństwa – rodzice zauważyli mój talent, zaczęli inwestować pieniądze w moją umiejętność rysunku.

Od podstawówki chodziłem na różne zajęcia plastyczne – miałem zawsze 6 z plastyki – chodziłem 5 lat na martwe natury i 3 lata na akta oraz na inne zajęcia związane z rysunkiem. Wszyscy mówili, że jestem wspaniały w rysunku, chwalili, cieszyli się, podziwiali mój talent, zamawiali obrazy, koledzy zazdrościli na zajęciach.

Robiłem to dla aprobaty – dostawałem uwagę oraz akceptację z zewnątrz i to był mój pokarm z dzieciństwa. Każdy chciał, żebym coś pokazał, narysował, namalował oraz zamawiali i czasem dostawałem pieniążki za to. Miałem iść na architekta (w dzieciństwie mama, gdy byłem mały powiedziała mi, że cieszyłaby się, gdybym został architektem i chciałem sprawić jej przyjemność).

Po pewnym czasie zauważyłem, że to nie jest spójne ze mną – nic dziwnego jak człowiek robi, żeby coś mieć od zewnątrz zauważa po pewnym czasie, że to jest marna inwestycja. Malować dla innych, żeby mnie chwalili i żeby coś zyskać (uwagę, akceptację, pieniądze). Czułem pustkę w sobie, bo nie robiłem tych czynności dla samego siebie, bo mi sprawia radość.

Wtedy zacząłem się interesować samorozwojem i pracować nad swoimi przekonaniami. I pamiętam, że pewnego jednego dnia leżąc w łóżku i szukając w sobie, jaka rola w społeczeństwie będzie dla mnie dobra – pewnego jednego dnia - wszystko rzuciłem – od tego dnia nie miałem ołówka w ręce.

W rodzinie szok – babcia mówiła mi, ile ludzi na 10 ma talent artystyczny i próbowała mnie przekonywać do powrotu. Zrezygnowałem. Zastanawiałem, co mogę robić w życiu, co mi sprawia radość, będzie moją pasją i praca stanie się miejscem radości, gdzie mogę spełniać się zawodowo.

Przypomniałem sobie występ I edycji Mam Talent Flair Factory, gdzie dwóch barmanów rzucało butelkami i widać było po nich, że robią to, co kochają - właśnie to było TO! To nie było wybrane tej pasji z powodu „kasa, sława i kobiety krzyczą z wrażenia” – nie myślałem o tym, co zyskam na zewnątrz. To po prostu było TO.

Wewnętrzna radość rzucania butelkami i świetna zabawa za barem, bo uwielbiam to robić, bo kocham, jak to nazywam, ekstremalne sporty manualne! Plus penspinning (akrobatyczne kręcenie długopisem) i żonglerka moje dodatkowe pasje, które idealnie się komponowały do zdolności manualnych. Efektem ubocznym było oczywiście zainteresowanie się alkoholami (chodzi o recepty) oraz szukanie kursów barmańskich i rozwój w kierunku barmaństwa i studiowanie sprzedaży.

Po kilku miesiącach oszczędzania kasy kupiłem butelkę potem kupiłem shaker i zacząłem ćwiczyć podstawowe ruchy. To był okres szkolny przedmaturalny więc nie mogłem 100% potencjału wykorzystać na to (ale się wkręcałem!) w sumie skończyło na tym, że trenowałem flair penspinning i juggling. Niestety nie wchodziłem w nowe rzeczy i mój poziom flair był jaki był – przeciętny. Ostatnio ostro wziąłem za siebie i zacząłem dużo spędzać przy flair i iść w nieznane – uczyć się nowych rutyn – bardziej się interesować tą sztuką.

Trochę mnie demotywowało gdy pytałem się profesjonalnych flair bartenderów ile siedzą nad tym i mówili 5h minimum. Myślałem, że nie dam rady i nie możliwe jest żebym miał sukcesy w tym kierunku. Ale od paru miesięcy zmieniłem przekonania i uwierzyłem w to, że jestem w stanie mieć życie takie jakie chcę mieć i robię wszystko w tym kierunku rozumiejąc jeszcze raz, że nie ważne czy zdobędę jakieś osiągnięcia czy nie w tej dziedzinie – liczy się radość robienia gdy etykietka „barman” znika i staję się czasownikiem.

Twórcą, bo barman jest odpowiedzialny za atmosferę w barze i jak ludzie będą się czuli. Na razie nie stać mnie na kursy flair nawet na I stopień barmaństwa, żeby załapać doświadczenia od doświadczonych barmanów jak pracować przy barze ale się nie poddaję.

Trenując flair, trenuje się w sali treningowej. Ja takiej nie mam, więc zostaje tylko mój pokój. Trenuję nad łóżkiem i ściany mam porozwalane, panele mają odciski od butelki, sufit od shakera, krzesło, łóżko, biurko szafki mają wgniecenia od butelki i nawet mały zarys na monitorze od komputera od shakera. Mama weszła i zrobiła mi piekło z tego powodu, próbowała mnie poniżać i grozić mi, że zabierze moje butelki, jak jeszcze raz usłyszy spadającą butelkę i wyrzuci mnie z domu i mam znaleźć pracę i sam się utrzymywać. Uśmiechnąłem się i jak wyszła ponowiłem treningi i teraz chowam butelkę tam gdzie moja mama nie znajdzie. Plus w penspinningu czy żonglerce był taki, że mogę na łóżku trenować i nikt się nie przyczepi, ale butelka waży i robi rozpiernicz w pokoju.

Pomimo małych przeszkód, dalej trenuję i się nie poddaję, choć mój poziom jest jaki jest. Na pewno jeszcze sporo brakuje do takich profesjonalnych co rzucają kilkoma butelkami i shakerami. Pytam się wszystkich barmanów, jak zaczynali i o porady w tym zawodzie. Założyłem swój blog, żeby opisywać swoje przygody i jakie postępy mam w tej dziedzinie.

Zacząłem inwestować w samego siebie – trenować oddech, żeby świadomie i zrozumiale komunikować się z klientami. Uczyć się języków obcych, bo wiem, że przyda się jak chcę wystartować w zawodach za granicą, poznając jednocześnie zagranicznych barmanów. Czytam książki o inteligencji finansowej. Myślę nad zostaniem coachem i prowadzeniem szkolenia. Kto wie, może będę prowadził kursy barmańskie?

Wiem, że dopiero wykonałem pierwszy krok w 100-milowej podróży i sporo nauki mnie czeka przede mną i nie mam jeszcze odpowiednich umiejętności, ale to się zmieni z czasem. Mam wizję w głowie, którą chcę zrealizować w tym wcieleniu, coś nowego stworzyć czego jeszcze nie było.

Wszystko idzie w dobrym kierunku i życie mi zsyła mi okazje, żeby idea „intensywne życie barmańskiego króla rock'n'tolla tańczącego z butelkami" się realizowała. Idea jest jak półprosta, ma swój początek, ale nigdy się nie kończy. To wewnętrzne postanowienie jest właśnie początkiem! To się nazywa inspiracja – pochodzi z wewnątrz i jest jak nasiono, które może zostać drzewem. Na razie jestem nasionem, który na widok drzewa nie wierzy, że może nim zostać.

Zamierzam stworzyć swój własny indywidualny niepowtarzalny styl w flair połączyć z tańcem i świetną zabawą pracując w fajnym flair barem, którzy klienci przychodzą, ponieważ bije w tym miejscu pozytywna atmosfera i pracują tam barmani z powołania, a nie studenci, którzy chcą dorabiać na studia – barmani, którzy postanowili zostać twórcami miksologii alkoholów.

Ze swojej strony zapraszam na blog Mikulewa, gdzie opisuje on swoje doświadczenia i przygody - Mikulew's Bartender Lifestyle. Pytanie do Ciebie – czy chciałbyś uczestniczyć w imprezie, gdzie Mikulew będzie za barem?