W poszukiwaniu pasji. Historia 4

Czas na kolejną, ostatnią już historię z serii “W poszukiwaniu pasji”. Na koniec przedstawiam Wam opowieść Witka, który będąc prawie całkowicie niewidomy, znalazł sposób na poświęcenie się swojej pasji.

Czas na kolejną, ostatnią już historię z serii “W poszukiwaniu pasji”. Na koniec przedstawiam Wam opowieść Witka, który będąc prawie całkowicie niewidomy znalazł sposób na poświęcenie się swojej pasji.

Przy okazji chcę podziękować wszystkim Czytelnikom – autorom, którzy postanowili podzielić się z innymi kilkoma słowami na temat swojej drogi, jak również wszystkim osobom, które w komentarzach pod artykułami oraz w myślach im kibicują. Stworzyliśmy świetny kawałek inspiracji dla tych, którzy stoją przed ważnymi dla nich, życiowymi decyzjami!

               W rytmie pasji

Jestem osobą prawie całkowicie niewidomą. Ma to niemałe znaczenie w całej historii, dlatego też piszę o tym na początku. Może ta historia przekona kogoś, że prawdziwie ograniczamy się najczęściej tylko my sami.

Od kiedy pamiętam, a nawet i wcześniej, mojemu istnieniu zawsze towarzyszyła muzyka. Oczywiście, z biegiem lat mój gust się zmieniał, kształtował, ale jakaś muzyka wypełniała moje życie praktycznie zawsze. Najpierw były to kasety, które włączała mi moja mama, później, w wieku 4, 5 lat, nagrywałem na tenże nośnik różne utwory z telewizji, przykładając mikrofon magnetofonu do głośnika. Jakość takich nagrań była, jak na moje dzisiejsze wymagania, nieprzyzwoicie wręcz marna, ale mi i tak sprawiało to nieopisaną radość. Wtedy wymyśliłem sobie, że "Jak będę duży zostanę piosenkarzem".

Jakiś rok później w przedszkolu zorganizowano jasełka, które miały jeden bardzo istotny z mojego punktu widzenia, a właściwie słyszenia, element: ktoś grał na takim dziwnym instrumencie, którego nigdy wcześniej nie słyszałem i który wtedy mi się bardzo spodobał. Oczywiście musiałem dowiedzieć się co to. Była to moja pierwsza styczność z akordeonem. Pierwsza, ale bynajmniej nie ostatnia, ponieważ w I klasie szkoły podstawowej, na przesłuchaniu do szkoły muzycznej, powiedziałem komisji, że chciałbym grać na akordeonie albo na skrzypcach. Nie pamiętam czemu akurat skrzypce sobie wymyśliłem, dość, że trafiłem do klasy tego pierwszego instrumentu i tak zaczęła się moja 8-letnia nauka gry na nim. Utworów uczyłem się na pamięć, a na innych przedmiotach poznawałem nuty i zdobywałem niezbędny zasób wiedzy.

 

W ciągu tych 8 lat mój gust zdążył się bardzo zmienić, a wraz z tymi zmianami marzenia o byciu piosenkarzem odeszły w zapomnienie. Przez jakiś czas byłem zagorzałym słuchaczem listy hop-bęc prowadzonej przez Marcina Jędrycha w radio RMF FM, potem jednak lista ta zniknęła z anteny. Tymczasem i tak mi przestała wystarczać porcja nowej muzyki, jaką ten program mógł mi dostarczyć, zacząłem więc powoli poszukiwania na własną rękę. W muzyce klasycznej, na której opierał się program  nauczania w szkole, mimo wszystko nie do końca się odnajdywałem, co nie znaczy, że żałuję czasu w tej szkole spędzonego. Bynajmniej, wiedza i umiejętności, które tam zdobyłem do dziś mi się przydają. Jednak kończąc I stopień tej szkoły wiedziałem już, że dalsza droga w tym kierunku to nie dla mnie.

Powoli zaczynała się moja styczność z rapem, której rozkwit nastąpił w II klasie gimnazjum, za sprawą kolegi, przybyłego do naszej szkoły z podobnej placówki w Lublinie. Żaden inny gatunek muzyczny nie wywarł na mnie aż takiego wpływu, trudno więc się dziwić, że z czasem zacząłem z nim wiązać swoją muzyczną działalność. W wieku 15, 16 lat miałem już konkretny pomysł na życie: pójść do technikum o kierunku operator dźwięku, nauczyć się wszystkiego, co dotyczy pracy w studio nagrań, skończyć studia informatyczne (komputery również są w sferze moich zainteresowań), aby mieć alternatywne źródło dochodów, a później  zależnie od okoliczności albo pracować jako informatyk i hobbystycznie zajmować się tworzeniem muzyki, albo też, gdyby udało się z tego utrzymać, poświęcić się bez reszty tej drugiej.

W wakacje przed I klasą technikum dostałem od kolegi program do tworzenia muzyki. Moja wiedza w tym zakresie była wtedy żadna, pierwsze uruchomienie tego programu nieco mnie więc przestraszyło. Zobaczyłem spory zestaw nic mi nie mówiących okien, pól, ścieżek i ikonek. Niestety, jak w większości tego typu aplikacji, całość opierała się na grafice, a screen-reader zupełnie sobie nie radził. Na dodatek nie było oczywiście polskiego interfejsu, a mój angielski po 3 latach nauki w gimnazjum był na niezbyt wysokim poziomie. Teoretycznie więc mogłem dać sobie spokój, uznać, że i tak nie dam przecież rady i zająć się czymś zupełnie innym. Byłoby to w pełni usprawiedliwione, prawda? Czy jednak tak zrobiłem? Oczywiście, że nie. Następny tydzień spędziłem głównie z głową kilka centymetrów od monitora, rozpracowując wszystkie funkcjonalności jedna po drugiej.

Dziś uważam, że nawet cały semestr studiów nie dałby mi tyle istotnej wiedzy i doświadczenia, co tamtych kilka dni. W efekcie tej mojej działalności pojawił się pierwszy, bardzo jeszcze prosty, rapowy bit. Z czasem powstawały kolejne, do których wraz z dwójką raperów amatorów pisaliśmy teksty i nagrywali wokale. W szkole poznałem później kilka innych sekwencerów audio/midi, co nieco  poszerzyło moje możliwości działania, jednak z przyzwyczajenia bazowałem jeszcze przez długi czas na programie poznanym na początku.

Tego, co potem nastąpiło, nie nazwałbym może wypaleniem, było to bardziej zmęczenie. Coraz rzadziej uruchamiałem komputer w celu stworzenia czegoś nowego. Praca głównie za pomocą myszy na dłuższą metę okazała się po pierwsze czasochłonna, a po drugie mój wzrok nie wytrzymywał dłuższego obciążenia. W efekcie często, zanim jeszcze coś konkretnego powstało, musiałem przerywać pracę, żeby dać oczom odpocząć. Tak mijały sobie kolejne lata i w końcu dotarłem do etapu studiów.

Pierwszy rok minął względnie spokojnie, choć częściej pod znakiem informatyki niż muzyki. Jednak 3 semestr, wypchany całkiem sporą ilością wiedzy do przyswojenia, bardzo często niezrozumiałej dla mnie, skłonił mnie do zadania sobie pytania, czy to na pewno jest coś, co chcę robić przez najbliższe 40 lat. Spojrzałem w przyszłość, jaką wtedy tworzyłem i chyba się przestraszyłem, bo w efekcie nawet nie przystąpiłem do sesji egzaminacyjnej. Od roku muszę mierzyć się z tego powodu z dobrze dla mnie chcącymi ludźmi, którzy najpierw usilnie mnie namawiali, żebym te studia skończył, a teraz wysyłają mnie na jakiekolwiek inne i piszą scenariusze mojego życia. Nawet już nie tłumaczę, że nie ma to dla mnie sensu. Przykładowo w technikum spędzałem przez 4 lata po 6, 7 godzin tygodniowo w studio nagrań, podczas gdy kolega studiujący inżynierię akustyczną na mojej byłej uczelni cieszy się, bo na 3 roku ma 3 godziny laboratoriów z reżyserii dźwięku. Ja nie potrzebuję suchej wiedzy, chcę doświadczenia.

Tymczasem wróciłem więc do układania bębnów, sampli i basów. Zacząłem szukać nowych rozwiązań, prostszych sposobów pracy. Przez kilka miesięcy nie udawało mi się namierzyć żadnego narzędzia oferującego całą potrzebną mi funkcjonalność w przystępnej formie, spędzałem więc czas przesłuchując sterty starych płyt, w tym winyli. Niedawno jednak wreszcie nastąpił przełom. Pewien prosty, intuicyjny wręcz program wzbogacony został o obsługę midi, co uczyniło go idealnym dla mnie rozwiązaniem. Nie męczę wzroku, ogromną większość operacji jestem w stanie wykonać z poziomu klawiatury, do programu powstało oskryptowanie dla kilku popularnych czytników ekranu i w efekcie większość potrzebnych informacji jestem w stanie sobie odczytać. Wszystko to razem powoduje, że niedługo zacznę udostępniać moją twórczość szerszemu gronu odbiorców.

Nie jest to na pewno koniec mojej drogi, doszedłem jednak do etapu, na którym praca nad muzyką jest dla mnie czystą przyjemnością. Teraz pozostaje tylko robić to coraz lepiej.

Na zakończenie dodam może jedynie, że bynajmniej nie ograniczam się dziś do słuchania rapu, a lista moich ulubionych artystów prawdopodobnie byłaby mniej więcej tak długa, jak ten tekst. Jestem uzależniony od muzyki i bynajmniej mi to nie przeszkadza. Zwyczajnie to kocham.

Witold

Wierzę, że kiedyś usłyszę w radiu Twoje dzieła :)

Jeśli chciałbyś opisać swoją drogę w poszukiwaniu pasji lub w odnajdywaniu drogi do poświęcenia się jej, napisz do mnie – być może za jakiś czas wznowię tą serię i będziemy kontynuować z inspirowaniem prawdziwymi historiami. Tymczasem pomyśl o swoich pasjach i do dzieła! :)