Jak zmienić swoje priorytety i zacząć robić to, co jest bliskie Twojemu sercu?
Kwarantanna i kryzys związany z koronawirusem był dla mnie trudnym czasem w obszarze pracy zawodowej. Choć moja firma bardzo dobrze sobie poradziła z tą sytuacją, wymagało to ode mnie i od mojego zespołu wejście na znacznie wyższe obroty. Praca po godzinach nie jest czymś, co było częstą sytuacją w moim planie dnia… a w kwietniu, maju i czerwcu było wiele dni w tygodniu, w których była to norma.
Było to tym trudniejsze, że od maja miałem w planach zacząć zwalniać tempo swoich działań. Ciąża Marysi i perspektywa zostania tatą sprawiły, że chciałem zacząć tworzyć w swoim życiu przestrzeń na nowego członka rodziny. Ten plan "uwalniania” mojego czasu nie powiódł się, bo trzeba było zakasać rękawy i zrobić wszystko, aby jakoś się odnaleźć w tej sytuacji jako firma.
Termin porodu był zaplanowany na połowę lipca. Gdy więc zbliżał się koniec czerwca, wiedziałem, że mam jeszcze nieco czasu. Wstrzymałem już prowadzenie sesji w ramach terapii IFS, ale nadal otwartych pozostawało dziesiątki projektów, w które byłem zaangażowany… Kolejne tygodnie nadal wydawały się być wypchane po brzegi pracą i choć samo wprowadzenie zmian w kalendarzu to przecież bułka z masłem, dla niektórych części mnie nie-zrobienie czegoś wydawało się wręcz niemożliwe.
Nie umiałem zwolnić tempa, gdy tak wiele ważnych rzeczy czekało na swoją kolej. Wiedziałem, że odpuszczanie w pracy to coś, czemu będę chciał się przyjrzeć na własnej terapii. Zacząłem zadawać sobie pytanie - "Czego się boję, że by się stało, gdybym tak po prostu... zrobił sobie przerwę z dużą częścią tego, co teraz robię w pracy?”.
Przyszedłem z tym pytaniem na własną terapię i dość szybko odkryłem w sobie rzeczy, o których nie miałem zielonego pojęcia. Moim oczom ukazały się obrazy przeciętnego życia, w którym nie mam tego, o czym marzę. Obrazy niezrealizowanego potencjału i bolesna świadomość tego, że mogło być tak cudownie, tak wspaniale, a jest tylko… normalnie.
Wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa, w którym byłem sam w pokoju, nudząc się i myśląc o tym, jak fajnie mogłoby być, gdybym teraz spędzał czas z kolegami. Nie robiłem tego, bo trudno było mi znaleźć w szkole osoby, z którymi czułem się dobrze, komfortowo. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że tamten czas będzie mieć swoje odzwierciedlenie w braku balansu w moim życiu zawodowym i prywatnym.
Ten kontrakt pomiędzy świadomością moich możliwości a tym, gdzie mogę wylądować jeśli nie dam z siebie wszystkiego, był dla mnie najtrudniejszy.
To dlatego dążyłem do wykorzystania każdej minuty mojego czasu, aby zapewnić sobie i swojej rodzinie to, co najlepsze.
W końcu nadszedł ten dzień, w którym w pewnym sensie problem "rozwiązał się sam”. Dzień, w którym wszystko zostało wywrócone do góry nogami.
Kilka dni temu, na ponad 2 tygodnie przed terminem, na świat przyszła Aurelia. Cudo, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Istota, przy której mój plan pracy nagle stracił nade mną jakąkolwiek kontrolę.
Co za niespodzianka! Wszystko się zaczęło o 4 nad ranem i dokładnie pamiętam, o czym wtedy myślałem. Planowaliśmy poród domowy, a ja nie zdążyłem kupić ostatnich potrzebach rzeczy. Jak napełnię basen, skoro nie mam węża, który mogę przymocować do kranu? Czy będę musiał latać z wiadrem w obie strony, bez końca? Setki myśli przelatywało przez moją głowę i gdzieś tam głęboko miałem świadomość, że od teraz już nic nie będzie takie samo.
Aurelka pokazała mi, że odpuszczenie pracy wcale nie jest aż takie trudne. Wręcz przeciwnie - gdy pojawia się w Twoim życiu coś, co jest dla Ciebie tak szalenie ważne, jest to wyjątkowo łatwe. I choć na najbliższe 2 tygodnie mój kalendarz był tak bardzo pełny, zmiana planu dnia nagle stała się możliwa, a ja zacząłem swój planowany urlop ojcowski. Spotkania odwołane, projekty przełożone - wszystko to przeorganizowałem w jeden dzień, tak aby móc się w pełni skupić na swojej żonie i nowym członku rodziny. Nadal nieco pracuję w wolnych chwilach - gdy mała śpi albo jest z mamą - ale czuję, że lokomotywa bardzo zwolniła.
Nigdy bardziej nie doświadczyłem tego, jak to jest, gdy pojawia się w Twoim życiu coś tak ważnego, że coś, co było do tej pory absolutnym priorytetem, przestaje nim być - jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zrozumiałem, że zmiana priorytetów to nie jest zadanie dla tych części mnie, które planują, organizują i układają moje codzienne życie. To kwestia zajrzenia głębiej i odkrycia tego, czy to, czego chcę robić więcej, jest naprawdę bliskie mojemu sercu. To kwestia zrozumienia, jakie emocje i wartości leżą u podstaw każdej mojej życiowej decyzji. To nie jest kwestia zarządzania czasem czy organizacji swojej pracy… to odnajdywanie sensu w tym, co robimy i podejmowanie wyborów zgodnych z tym, co dla nas naprawdę ważne.
I oczywiście wszystkie te projekty, które mam w planach - one nadal są dla mnie istotne i szalenie atrakcyjne - wciąż nie mogę się doczekać, aż się za nie zabiorę. Ale w odniesieniu do czasu spędzonego z tą małą istotką, straciły prowadzenie w moim wewnętrznym rankingu ważności.
Dlaczego czasami tak trudno jest nam zmienić swoje priorytety i swój plan dnia?
Być może to, co chcemy zacząć robić, nie jest aż tak bliskie naszemu sercu? (i robimy to dlatego, że inni tego od nas oczekują lub wydaje nam się, że to jest coś, co "powinniśmy” robić)
Być może napędzani jakimś lękiem coś, co nas już męczy, wciąż jest dla nas priorytetem? (pomyśl o pracoholiku, który tak bardzo chciałby spędzać więcej czasu z rodziną)
Powodów może być mnóstwo. Najważniejsze jest mieć zrozumienie, że nasze nawyki i zachowania mają swoje źródło w nieuświadomionych emocjach i wewnętrznych reakcjach, które kierują naszymi działaniami. Gdy więc nie udaje nam się zmienić swojego planu dnia, poprzestawiać priorytetów lub odpuścić jakiegoś projektu - w kółko krytykujemy sami siebie, pogłębiając ten wewnętrzny konflikt i uniemożliwiając sobie znalezienie przyczyny problemu.
Ścieżką do znalezienia rozwiązania jest wgląd wewnątrz, przyjrzenie się temu, co leży u źródła.
Dla mnie trudność z odpuszczeniem pracy była związana z potrzebą dostarczenia mojej rodzinie wszystkiego, co najlepsze. Zapewnienie bezpieczeństwa, komfortu, przyjemności i dobrobytu. Być może dlatego, że zaopiekowanie się córeczką zaspokaja te same wartości, tak łatwo było mi przeorganizować swój plan dnia, gdy stało się to potrzebne.