Jak przeżyć żałobę
Co zrobić, gdy po dotkliwej stracie czarna dziura smutku i rozpaczy bezlitośnie wciąga nas w swoje objęcia? Jak przeżyć żałobę, aby naprawdę pogodzić się z tym, co nas spotkało? Zobacz, w jaki sposób zmiana sposobu myślenia o żałobie może pomóc Ci zaakceptować to, co wydaje się niemożliwe do zaakceptowania.
Już na samym początku naszego 3-dniowego warsztatu Monika (imię zostało zmienione w celu ochrony prywatności) oznajmiła, że 4 lata temu straciła swojego męża. Jego odejście było dla niej wstrząsającym doświadczeniem. Pewnego, zupełnie normalnego dnia, jej wybranek dowiedział się, że jest chory na raka i że zostało mu zaledwie pół roku życia. Pół roku, aby pożegnać kogoś, kogo się tak bardzo kocha.
Opowiadając o tym, Monika była spokojna. Wyraźnie zaznaczyła, że z żałobą już sobie poradziła i że szybko po śmierci męża wróciła do normalnego życia. Na warsztat przyjechała po to, aby zgłębić zupełnie inne obszary swojego wewnętrznego świata.
Na kolejnych etapach naszej grupowej pracy Monika starała się trzymać wybranego kierunku pracy nad sobą. Jednak coś w środku wciąż kierowało jej uwagę do wydarzeń z przeszłości. Przychodziły do niej emocje, co do których była przekonana, że już dawno ją opuściły.
Niejednokrotnie prowadząc swoje warsztaty zachęcam moich podopiecznych do tego, aby pozwalali sobie na wszystko, co do nich przychodzi. Poproszenie tej racjonalnej części naszej osobowości o odsunięcie się na bok na czas takiego procesu pozwala nam na podążanie za tym, czego nasza psychika najbardziej potrzebuje. Nasza podświadomość doskonale wie, na czym powinniśmy się skupić w danym momencie w pracy nad sobą.
Przy kolejnych ćwiczeniach Monika ponownie oznajmiała (nie ukrywając dużej dozy zdziwienia), że cały czas przychodzą do niej emocje związane z odejściem jej męża. Dało się tam wyczuć nutkę frustracji - nie było to chyba miejsce, do którego chciała jeszcze zaglądać.
Kilka dni wcześniej czytałem o psychologicznych aspektach przeżywania żałoby i gdy słuchałem relacji Moniki z jednego z ćwiczeń, wróciła do mnie pewna myśl z tego artykułu. Jego autor pisał o tym, że czasami ze strachu przed przytłaczającymi emocjami związanymi z utratą, uciekamy przed żałobą i zamrażamy ją w swoim ciele. Odcinamy się od tych uczuć, nie pozwalając sobie na przeżycie głębokiego smutku po odejściu kogoś bliskiego.
Problem w tym, że ten smutek nie znika. Zamykamy go w najgłębszych zakamarkach naszej psychiki, gdzie pod powierzchnią naszej świadomości stale wpływa na nasze codzienne życie. Jak gotująca się w przykrytym garnku woda, prędzej czy później zacznie o sobie dawać znać. Niejednokrotnie takie zamrożone w ciele emocje mogą być źródłem najróżniejszych chorób, depresji lub uzależnień.
Postanowiłem dowiedzieć się, jak z tą żałobą jest w przypadku Moniki. Zapytałem, czy ze względu na fakt, że w naturalny i spontaniczny sposób emocje związane z mężem cały czas do niej wracają, chciałaby chwilę o tym porozmawiać i zobaczyć, dlaczego tak się dzieje. Ochoczo zgodziła się na moją propozycję. Poprosiłem ją więc, aby opowiedziała o swojej żałobie. Jak ona wyglądała? Ile trwała? Jak sobie z nią poradziła?
Monika bez zastanowienia odpowiedziała: “Moja żałoba trwała bardzo krótko. Mój mąż, gdy umierał, poprosił mnie o jedną, ostatnią rzecz. Obiecałam mu, że spełnię jego prośbę, bez względu na to, jaka by nie była. No więc poprosił mnie o to, abym nie płakała po nim. Abym nie rozpaczała i nie niszczyła sobie tym smutkiem życia. Abym wróciła do normalności tak szybko, jak to możliwe. Abym ułożyła sobie życie i nie marnowała go sobie żałobą po nim. I tak się stało. Gdy tylko odszedł z tego świata, zdusiłam w sobie te emocje i niedługo potem zaczęłam żyć dalej.”
Stało się dla mnie oczywiste, że Monika wcale nie poradziła sobie ze swoją żałobą. Ona jej jeszcze nie przeżyła. W wyniku obietnicy, którą złożyła swojemu mężowi zamroziła te uczucia w swoim ciele, aby jak najszybciej wrócić do normalnego życia.
Czym jest żałoba?
Jakiś czas temu trafiłem na cytat, który szczególnie zwrócił moją uwagę:
“Żałoba jest ceną miłości.”
Gdy je przeczytałem, poczułem, jakby mnie olśniło. To takie proste i tak oczywiste. Im bardziej się przywiązujemy, tym większej żałoby doświadczamy. Chcąc poznać autora tych słów dotarłem do brytyjskiego psychiatry, doktora Colina Murray’a Parkes’a, który jest ekspertem od żałoby. W jednej ze swoich książek napisał: “Ból żałoby jest tak samo częścią życia, jak radość miłości: to zapewne cena, jaką płacimy za miłość, cena, jaką płacimy za przywiązanie.”
Żałoba ma to do siebie, że nie da się jej tak po prostu “wyleczyć”. Trzeba ją przejść. Przeżyć. Głęboki smutek po utracie jest zupełnie naturalną i adekwatną reakcją na trudną sytuację i ucieczka od tego bólu tylko i wyłącznie odracza go w czasie.
Tym bardziej, że żałoba to nie tylko smutek. To również złość, zaprzeczenie, poczucie winy i rozpacz. Każdy przechodzi przez żałobę na swój własny sposób i najczęściej jest to mieszanka różnych emocji, co czyni żałobę jeszcze trudniejszym doświadczeniem do przeżycia. Największym wyzwaniem w radzeniu sobie z żałobą jest więc pozwolenie sobie na doświadczenie tych wszystkich emocji, które się w nas pojawiają.
Warto też zaznaczyć, że żałoba nie dotyczy tylko sytuacji, w których utraciłeś swoją żonę lub męża, tatę lub mamę. Żałoba jest częścią naszego życia i wszyscy, bez wyjątku, mamy z nią do czynienia. Nieodłącznym elementem naszej natury jest potrzeba przywiązywania się. Wiążemy się emocjonalnie z ludźmi, zwierzętami, miejscami i przedmiotami. Dlatego też żałoba może być związana z innymi trudnymi sytuacjami, których doświadczamy w ciągu całego życia:
- Rozwód lub rozstanie,
- Utrata pracy lub odejście na emeryturę,
- Poronienie,
- Śmierć zwierzęcia domowego,
- Utrata możliwości zrealizowania marzenia,
- Sprzedaż domu rodzinnego,
- Zgubienie przekazywanego z pokolenia na pokolenie pierścionka zaręczynowego,
- Zakończenie wieloletniej przyjaźni.
Wszystkie te wydarzenia wiążą się z utratą czegoś i to właśnie ta utrata jest tym, co rozpoczyna proces żałowania - doświadczania głębokiego smutku, który jest jak wielka, czarna dziura, bezlitośnie wciągająca nas w swoje objęcia.
Neuropsychologia unikania żałoby
Aby dowiedzieć się więcej o takich sytuacjach jak ta, która spotkała Monikę, zasięgnąłem do najnowszych badań związanych z tym, jak sobie radzimy ze stratą. W zeszłym roku psychologowie zrozumieli, jakie procesy w naszym mózgu są odpowiedzialne za zjawisko “odraczania żałoby”. Choć dla badaczy było oczywiste, że ludzie unikający żałoby kontrolują swoje zewnętrzne otoczenie tak, aby nie przypominać sobie o stracie (np. poprzez schowanie wszystkich zdjęć przypominających nam o osobie, która odeszła) - nikt do tej pory nie był w stanie pokazać, czy takie osoby są zdolne do kontrolowania swojego świata wewnętrznego.
Badanie przeprowadzone przez Columbia Engineering oraz Columbia University Irving Medical Center (jego wyniki zostały opublikowane 7 grudnia 2018 roku) rzuca nowe światło na zjawisko odraczania żałoby. Autor badania, Noam Schneck podsumował jego wyniki w następujący sposób:
“Nasze odkrycia pokazują, że unikanie żałoby jest związane z kontrolą uwagi, której celem jest zmniejszenie prawdopodobieństwa, że mentalne reprezentacje powiązane z utratą dotrą do pełni naszej świadomości. Nie będąc tego świadomym, osoby unikające żałoby aktywnie kontrolują swoje stany mentalne, tak aby żadne spontaniczne myśli o utracie nie docierały do ich świadomości.
Takie podświadome wpływanie na nurt naszych myśli zwykle wyczerpuje nasze mentalne zasoby energii i prowadzi do sytuacji, w których niechciane myśli mimo wszystko dostają się do naszej świadomości. To trochę jak taki nieefektywny program do blokowania okienek pup-up, który działa w tle, gdy pracujemy na komputerze. Nie jesteś świadomy jego ciągłej pracy, ale jego aktywność spowalnia działanie całego komputera, i raz na jakiś czas takie okienko przebija się przez blokadę i pojawia się na ekranie Twojego monitora.”
Psychologowie zaangażowani w to badanie sugerują, że jednym ze sposobów radzenia sobie z żałobą mogą być działania nakierowane na odpuszczenie świadomej i podświadomej kontroli, za pomocą której próbujemy uniknąć myślenia o utracie (pomocna tutaj może stać się na przykład medytacja lub ćwiczenia relaksacyjne).
Czasami jednak nie jesteśmy gotowi na to, aby spojrzeć w oczy tej rozpaczy, która czai się w zakamarkach naszej psychiki. Odraczanie żałoby jest wtedy potrzebnym nam mechanizmem obronnym, dzięki któremu jesteśmy w stanie funkcjonować na co dzień.
Rozpacz może być bowiem tak przytłaczająca, że gdy nie mamy odpowiedniego wsparcia i przestrzeni na to, aby się jej oddać, może to być dla nas traumatyczne przeżycie. Dlatego w żałobie kluczowe jest wyciągnięcie ręki po wsparcie do ludzi, którzy mogą Ci pomóc. Którzy mogą być obok, gdy Ty będziesz płakać w nieskończoność. Którzy przytulą Cię i nie będą Ci mówić rzeczy typu “Czas pójść naprzód” albo “Przecież nic takiego się nie stało”. Masz pełne prawo czuć się tak jak się czujesz, gdy doświadczasz straty. Jeśli Twoje cierpienie to dla Ciebie za wiele, zanim otworzysz drzwi do tego miejsca w sobie, w którym ukryłeś swoją żałobę - zadbaj o to, aby mieć do kogo się zwrócić w najtrudniejszych chwilach.
Gdy pozwolisz sobie na żałobę
Jak może wyglądać śmierć bliskiej nam osoby, gdy pozwalamy sobie na wszystkie uczucia, które temu towarzyszą? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przytoczę tutaj treść e-maila od Ani.
Anię poznałem na prowadzonych przeze mnie warsztatach na temat pracy z częściami naszej osobowości. Mówiąc o tym, jak niektóre z nich chronią nas przed zakopanym gdzieś głęboko bólem, opowiedziałem przytoczoną na początku tego artykułu historię Moniki. Opowiedziałem o tym, jak unikała ona swojej żałoby, myśląc, że ma już ją z głowy. Wspomniałem też o tym, jak ważne jest, aby pozwolić sobie na te wszystkie uczucia związane z utratą bliskiej osoby - tak, aby całe to cierpienie nie zostało zamrożone w naszym ciele na lata.
Ania, będąca uczestniczką tych warsztatów, jeszcze wtedy nie wiedziała, że idea pozwolenia sobie na żałobę stanie się jej tak bliska niespełna 3 miesiące później. Oto treść wiadomości, którą otrzymałem od Ani niecałe dwa tygodnie temu (Ania wyraziła zgodę na publikację tego tekstu). Zapnij pasy, weź głęboki wdech i zacznij czytać:
“Dwa dni przed Świętami Bożego Narodzenia mój teść chorujący na serce nagle dostał ataku. Gdy wbiegliśmy do pokoju (ja i mój mąż) zobaczyliśmy go nieprzytomnego, leżącego na podłodze. Nie miał pulsu.
Mój mąż zaczął robić mu masaż serca. Ja próbowałam zadzwonić po karetkę. Ręce mi się trzęsły, jednocześnie sprawdzałam, czy on oddycha. Przyszła mi do głowy taka myśl: teraz walczymy - oddychaj, oddychaj, oddychaj... Gdy świadomie skierowałam uwagę na swój oddech wreszcie udało mi się zadzwonić po karetkę. Pani z dyspozytorki (bardzo jej jestem wdzięczna) mówiła spokojnym i rzeczowym tonem. Robiliśmy to, co nam mówiła. Jej opanowanie, spokój i rzeczowe informacje bardzo pomogły mi się skupić na tym, co właśnie robię.
Powtarzałam mężowi słowa tej kobiety. Gdy teść odzyskiwał puls, kładliśmy go na boku, gdy go tracił, wznawialiśmy masaż serca. Teść na przemian tracił oddech i puls, po czym na moment go odzyskiwał. Pojawiła mi się taka myśl: on właśnie umiera, a my nic nie możemy zrobić... I znów pojawiło się to uczucie: wszechogarniająca bezradność. To właśnie jest sytuacja, której nie mogę kontrolować i jedyne, co mogę zrobić teraz, to to poczuć... bezsilność i brak kontroli. To cholernie boli... w takiej sytuacji.
Potem przeszło "tornado przez nasz dom". Przyjechała straż pożarna (najbliższa jednostka ratownicza), jedna karetka, druga karetka. Pełno ludzi w domu. Moja Teściowa w szoku. Usunęliśmy się na bok - akcję przejęli ratownicy. Trwało to kilkadziesiąt minut. Ja na przemian trzymałam za rękę moją teściową i biegałam do moich dzieci, które były w innym pomieszczeniu. Patrzyłam na ten cały zgiełk. Patrzyłam na mojego męża, który stał nad ojcem… Wiedziałam, że On umiera, a my właśnie nic nie możemy zrobić.
Teraz odtwarza mi się to jak w zwolnionym filmie. Gdy mój teść umarł, byłam akurat z moimi dziećmi. Powiedziałam im, co się stało i poprosiłam, by nie starały się zatrzymywać smutku w sobie, tylko pozwoliły mu płynąć... Ja sama nie byłam wtedy zdolna płakać. Chyba działała jeszcze adrenalina.
Odreagowanie przyszło na następny dzień. Działo się później jeszcze wiele chwil, które ja nazywam magicznymi. Chociażby taka scena, w której Dziadek leży na kanapie, a my w ciszy po tym całym tornadzie które przeszło, właśnie się z nim żegnamy. Pomyślałam wtedy, że takie momenty właściwie zdarzają się bardzo rzadko. Najczęściej ludzie odchodzą w szpitalu albo jakimś hospicjum i takich chwil jak ta już nie doświadczamy. To nie pozwala nam spotkać się ze śmiercią i uznać jej jako nieodłączny element życia, a przecież jest to jedyna pewna rzecz, która nam się przytrafi. Jedyna pewna...
Cała ta historia i to, co się działo później, pozwoliło mi skontaktować mnie z moim cierpieniem, smutkiem, tęsknotą, bezsilnością, strachem, lękiem. Pozwoliliśmy sobie na przeżycie tego, nie uciekając, nie chowając, nie tłumiąc. Przeżyliśmy po prosty żałobę po nim, właściwie to dalej przeżywamy. Życie nasze składa się z różnych części radości, szczęśliwości ale też cierpienia i smutku, lęku i tęsknoty - są to nieodłączne elementy nas samych. Dobrze jest tak po prostu pozwolić sobie na przeżycie tego, na poczucie radości, ale również innych uczuć - również tych powodujących cierpienie.”
Gdy po raz pierwszy czytałem tego maila, miałem wrażenie, jakby świat się na chwilę zatrzymał. Czytałem każde słowo czując narastające napięcie i miałem wrażenie, że jestem tam, razem z Anią… Docierając do końca wiadomości całe to napięcie ustąpiło zachwytowi nad tym, że pożegnanie ludzi, których kochamy, może mieć w sobie tak dużo piękna. Jestem pod wielkim wrażeniem dojrzałości Ani i odwagi do tego, aby przyjąć do siebie wszystkie te trudne emocje. Chciałbym też w tym miejscu jej podziękować za pozwolenie na opublikowanie jej wiadomości, ponieważ wiem, jak bardzo może to pomóc osobom, które spotkają się w swoim życiu ze stratą.
Choć bez wątpienia wszystkie te emocje związane z utratą są niezwykle trudne i potrafią być bardzo przytłaczające, często jest to strach, który ma wielkie kły. Mamy wrażenie, że gdy otworzymy swoje serce na żałobę to przepadniemy w niej na zawsze, zostaniemy pochłonięci. Boimy się, że ta rozpacz nas pożre i że nigdy nie zobaczymy już światła. Prawda jest jednak taka, że najgorszy w żałobie jest lęk, który przed nią mamy. Żałoba, na którą dajemy sobie pełne przyzwolenie, jest trudna i ciężka, ale każdy z nas może ją przeżyć i każdy z nas może prawdziwie pogodzić się ze stratą.
Dla niektórych przytoczona wyżej historia Ani wystarczy, aby podjąć się tego wyzwania i gdy przyjdzie na to czas, spojrzeć żałobie w oczy. Dla niektórych jednak to nie wystarczy i to, co może stać się pomocne, to zrozumienie mechanizmów stojących za procesem żałowania. Zobaczmy więc, co dzieje się w naszej głowie, gdy doświadczamy straty.
Jak nasza psychika radzi sobie z żałobą?
Spojrzymy teraz na proces doświadczania żałoby z punktu widzenia terapii Systemu Wewnętrznej Rodziny (Internal Family Systems), która zakłada, że nasza osobowość składa się z części (tzw. subosobowości, jak np. wewnętrzny krytyk czy wewnętrzne dziecko). O tym, jak różne części naszej osobowości reagują na utratę miałem przyjemność przeczytać w książce “Innovations and Elaborations in Internal Family Systems Therapy”, w rozdziale autorstwa Derka Scotta, terapeuty IFS. Poniżej podsumowanie jego pracy.
1. Grupa części odpowiedzialnych za pierwszą odpowiedź
Gdy tracimy coś lub kogoś, co było ważną częścią naszego życia, na początku doznajemy szoku. Odrzucamy i negujemy to, co się wydarzyło. Są za to odpowiedzialne te części nas, które chronią nas przed bólem, który na tym etapie już jest obecny pod powierzchnią naszej świadomości. Negacja w pewien sposób wstrzymuje aktywację tych najbardziej cierpiących części, których ból i rozpacz mogłaby być zbyt przytłaczająca na tym etapie.
Zwróć uwagę, jak często ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego mówią coś w stylu: “Jeszcze to do mnie nie dociera”. To dlatego, że mamy takie części osobowości, które dbają o to, aby to do nas nie dotarło. Chronią nas one przed uderzeniem trudnych emocji, tak długo, aż będą pewne, że jesteśmy gotowi, aby tolerować ich ból bez bycia przytłoczonym. Po kilku chwilach, dniach lub nawet tygodniach, te części zaczną ustępować powoli dozując nam schowane w piwnicy podświadomości trudne emocje.
2. Grupa części doświadczających żałoby
Gdy powyżej opisane części są gotowe, aby zrobić przestrzeń na żałobę, na scenę wchodzą te subosobowości, które tej żałoby doświadczają (w języku angielskim to tzw. “Grief cluster”). To smutne części, które protestują, tęsknią, żałują i czują się winne. Noszą w sobie całe to cierpienie. Pomagają nam na nieuniknionej drodze po utracie tego, czego potrzebujemy i kochamy.
To te części nas, które na początku są trzymane w stanie zawieszenia, tak aby ich doświadczenia mogły być asymilowane stopniowo. Ich celem jest wewnętrzna integracja znaczenia straty.
3. Grupa części odpowiedzialnych za powrót do normalności
Na pewnym etapie jesteśmy gotowi na to, aby zacząć myśleć o powrocie do naszego normalnego życia. Zaczynamy skupiać się na rzeczach, o których dawno zapomnieliśmy. Pojawiają się w naszej głowie myśli o przyszłości. Pojawia się w nas chęć do pójścia naprzód.
Oczywiście nigdy nie jest tak, że ta gotowość pojawia się od razu, kończąc całą żałobę w jednym momencie. Ludzie oscylują pomiędzy żałobą a chęcią pójścia do przodu. Innymi słowy, w naszej wewnętrznej rodzinie raz są aktywne części doświadczające żałoby, a raz części odpowiedzialne za powrót do normalności. Taki mechanizm zapewnia nam okresy ulgi w procesie, który często jest długi i bardzo bolesny.
Gdy części odpowiedzialne za integrację znaczenia straty miały wystarczająco dużo czasu na przetworzenie tego, co się wydarzyło, grupa części odpowiedzialna za powrót do normalności zaczyna dominować i być coraz bardziej aktywna. Nawet to jednak nie oznacza, że żałoba została zakończona. Raz na jakiś czas wciąż możemy doświadczać “ataków żałoby” - intensywnych fali bólu, które pojawiają się tygodnie lub miesiące po stracie.
Złożona żałoba
Powyższy opis dotyczy żałoby, która ma naturalny przebieg. Niestety czasami nie pozwalamy sobie na doświadczenie trudnych uczuć (pamiętasz historię z początku tego artykułu?). Zdarza się, że dbające o nas części w przesadny sposób chronią nas przed smutkiem i uniemożliwiają nam doświadczenia żałoby na długo po bolesnych dla nas wydarzeniach. Oto najbardziej powszechne strategie tych części naszej osobowości:
- Minimalizowanie - czyli pomniejszanie wagi straty. “Przecież wcale nie byliśmy tak blisko ze sobą”, “Kto to widział, aby tak płakać za kotem”.
- Somatyzowanie - konwertowanie uczuć na symptomy fizyczne, np. migreny.
- Zastępowanie - unikanie żałoby poprzez tworzenie nowego przywiązania, np. wchodzenie w kolejny związek od razu po utracie partnera, lub kupowanie nowego psa od razu po utracie poprzedniego.
- Odkładanie żałoby na później.
Ze złożoną żałobą mamy do czynienia zwykle wtedy, gdy strata jest nagła i niespodziewana (np. samobójstwo, zabójstwo, tragiczny wypadek). Aczkolwiek powodów, dla których nie pozwalamy sobie na doświadczenie smutku jest mnóstwo. Czasami jest to związane z oczekiwaniami społecznymi lub z wpływem bliskich nam ludzi (“Minęło już tyle czasu, powinieneś już mieć to za sobą!”).
Gdy z jakiegokolwiek powodu krytykujemy siebie samego za to, że doświadczamy smutku, nie będziemy sobie pozwalać na pełne doświadczenie żałoby, tym samym unikając jej i zamrażając ją w naszym ciele. Czasami na lata.
Pomyśl teraz przez chwilę, czy odnajdujesz coś podobnego w swoim doświadczeniu. Jeśli miałeś okazję doświadczyć żałoby w trakcie swojego życia, jak ona wyglądała? Czy czujesz, że naprawdę pozwoliłaś jej wybrzmieć? Czy może uciekałaś od niej, ukrywając te uczucia głęboko w sobie? Jeśli je ukrywałaś - czy masz do tych uczuć nadal dostęp?
Jeśli unikasz żałoby, warto, abyś sięgnął po wsparcie psychologa lub psychoterapeuty. Przepracowanie wewnętrznych mechanizmów powodujących ucieczkę od cierpienia pozwoli Ci wejść w proces żałoby. To proces, którego nie da się ominąć - dlatego im szybciej sobie na to pozwolisz, tym szybciej z tego wyjdziesz.
Jeśli doświadczyłeś straty nie tak dawno temu, zadaj sobie pytanie - “Czy pozwalam sobie na odczucie tego smutku?”. Zastanów się, czy nie unikasz swojej żałoby. To ważne, ponieważ jeśli tak robisz - prawdopodobnie będzie to miało na Ciebie duży wpływ przez następne miesiące, a nawet lata. Uniemożliwiasz sobie w ten sposób dojście do pełnego zdrowia emocjonalnego.
Ja w pewnym sensie miałem okazję doświadczyć żałoby, którą można nazwać złożoną, choć nie do końca była to moja żałoba. 4 miesiące po moim poczęciu, gdy grzecznie rosłem sobie w brzuchu mojej mamy, umarł mój dziadek - tata mojej mamy. Moja mama była do niego bardzo przywiązana i jego śmierć była dla niej czymś niewyobrażalnie trudnym. Martwiąc się, jak jej rozpacz może wpłynąć na jej dziecko (czyli mnie) starała się na różne sposoby powstrzymać swój żal… dusząc w sobie płacz, który chciał zawładnąć jej ciałem. Oczywiście mogło mieć to wpływ zarówno na jej żałobę, jak i na rozwój dziecka, które miała w brzuchu (czyli mnie). Teraz, po ponad 30 latach od tamtego wydarzenia, moja mama jest pogodzona ze swoją stratą, a ja wciąż eksploruję, w jaki sposób tamto doświadczenie mogło na mnie wpłynąć.
Pamiętam też ogromny smutek, który przyszedł do mnie po tym, jak umarł mój ukochany pies. Został potrącony przez samochód i umierał w naszym salonie. Wszyscy byliśmy obok niego i byliśmy świadkami jego ostatniego oddechu. Odczucie pustki po tej utracie było nie do zniesienia, ale pozwoliłem sobie na przeżycie tej żałoby.
5 etapów żałoby
Głębsze zrozumienie procesu żałoby może pomóc nam poradzić sobie z tym, czego doświadczamy po dotkliwej stracie. Dlatego zdecydowałem się przytoczyć tutaj jeszcze jeden model, który rzuca nieco inne światło na żałobę niż to, o czym pisałem do tej pory. To 5 etapów żałoby według psychiatry Elisabeth Kübler-Ross. Opisała je ona w książce On Death and Dying z 1969 roku. Prawdopodobnie odnajdziesz tutaj pewne podobieństwa do mechanizmów, które opisywałem wyżej, ale z pewnością znajdziesz też dla siebie coś nowego.
- Zaprzeczenie
- Gniew
- Targowanie
- Depresja
- Akceptacja
Przyjrzyjmy się bliżej każdemu z nich.
1. Zaprzeczenie
Pierwsza reakcja na utratę kogoś bliskiego (lub czegoś dla nas ważnego) to najczęściej negacja. “To nie może się dziać”, “To nie może być prawda”. Informacja o stracie na tym etapie jeszcze do nas nie dociera - jesteśmy w takim szoku, że nie jesteśmy w stanie jej strawić.
Im trudniej jest nam przyjąć informację o śmierci kogoś bliskiego, tym zwykle silniej zaprzeczamy zaistniałej sytuacji. Przypomina mi się tutaj moja babcia, która po śmierci mojego dziadka (był chory na raka) przez kilka dni nie przyjmowała do wiadomości faktu o jego odejściu. Była przekonana, że cały czas żyje i wciąż pytała o to, kiedy wróci ze szpitala.
2. Gniew
Na tym etapie czujemy złość, szukamy winnych, zastanawiamy się, dlaczego przytrafiło się to akurat nam. Nasz gniew wydaje się nie mieć końca, jednak ważne, aby pozwolić sobie na pełne doświadczenie tych uczuć i nie blokować ich w żaden sposób. Złość ma w sobie wielką moc i może stanowić dla nas pewnego rodzaju kotwicę, pomocną w wielkiej pustce, której doświadczamy. Prędzej czy później ten stan minie, robiąc miejsce na kolejny etap żałoby.
3. Targowanie
W pewnym momencie w odpowiedzi na uczucie bezradności chcemy odzyskać kontrolę. Zaczynamy się więc “targować”, tworząc w swojej głowie pytania w stylu: “Jeśli tylko bym zadzwonił do lekarza wcześniej...”; “Gdybym tylko był w stosunku do niego lepszym człowiekiem...”. W pewnym sensie szukamy sposobu na to, aby przywrócić nasze życie do poprzedniego stanu i zwracamy się do siły wyższej. Może temu towarzyszyć poczucie winy - zaczynamy myśleć o tym, że być może w naszym postępowaniu było coś, co przyczyniło się do tej straty.
4. Depresja
Gdy już przejdziemy przez etap wędrowania myślami do alternatywnych scenariuszy naszej przeszłości, nasza uwaga skupia się na teraźniejszości. Jesteśmy gotowi na to, aby spotkać się z naszym bólem. Głęboki smutek znajduje przestrzeń na to, aby mógł się w pełni wyrazić - czujemy go bardziej niż kiedykolwiek do tej pory. Ponownie, tutaj również mamy wrażenie, że ten stan będzie trwać w nieskończoność. Ważne jest jednak, aby nie postrzegać tego etapu jako oznaki choroby psychicznej. Stany depresyjne są całkowicie adekwatną reakcją na utratę kogoś ważnego. Jeśli pozwolimy sobie na pełne doświadczenie tego stanu, on prędzej czy później przeminie. To nieodłączny element procesu uzdrawiania.
5. Akceptacja
Gdy smutek się zmniejsza, jesteśmy gotowi na to, żeby zaakceptować to, co się wydarzyło. To nie oznacza, że czujemy się z tym dobrze. To tylko oznacza, że przestajemy walczyć z rzeczywistością. Uczymy się z nią żyć.
Każdy będzie przeżywać swoją żałobę na własny sposób i nie zawsze ten proces będzie wyglądał tak, jak jest to opisane powyżej.
Czasami kolejność będzie inna, a czasami niektóre etapy mogą zostać pominięte. Każdy jest inny i nie ma “prawidłowego” sposobu na przejście przez żałobę. Czas trwania tego stanu zależy od mnóstwa czynników i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy taka żałoba się skończy. Ważne, abyś dał sobie przestrzeń na czucie tego, co czujesz, bez oceniania swoich emocji.
Pamiętaj też, aby nie bać się sięgnąć po wsparcie bliskich lub znajomych. To, co jest Ci potrzebne to osoba, która z Tobą pobędzie, spędzi czas, pozwoli Ci się wypłakać. Unikaj jednak osób minimalizujących lub negujących to, czego doświadczasz (“Przecież nic takiego się nie stało”; “Przestań rozpaczać, już czas pójść naprzód”).
W trwającym już procesie żałoby pamiętaj, aby zaakceptować ciągłe wzloty i upadki. To całkowicie naturalne, że będziesz oscylować między trudnymi uczuciami smutku, gniewu, tęsknoty i rozpaczy, a chęcią pójścia naprzód, zaplanowania przyszłości, postawienia sobie nowych celów. Z czasem tych pozytywnych emocji będzie w Tobie coraz więcej.
Rozważ skorzystanie z bezpłatnego, ogólnopolskiego telefonu wsparcia dla osób w żałobie: 800 108 108. Więcej informacji o telefonie, który jest inicjatywą Fundacji Nagle Sami, przeczytasz tutaj.
Jeśli czujesz w sobie gotowość, podziel się w komentarzach swoimi doświadczeniami związanymi z żałobą. Tak jak przytoczona w tym artykule historia Moniki i Ani, jestem pewien, że również Twoja historia może stać się wsparciem dla osób, które właśnie przeżywają żałobę (lub które doświadczą jej w przyszłości).
Jeśli znasz kogoś, kto niedawno przeżył stratę - wyślij mu proszę link do tego tekstu. Być może stanie się on dla tej osoby przewodnikiem po świecie, który wydaje się teraz dla niej obcy, wrogi i pełen smutku.
A jeśli kiedykolwiek będziesz mieć okazję być przy kimś, kto przeżywa żałobę - pomóż tej osobie poczuć to, czego się tak bardzo boi poczuć. Bądź dla niej oparciem i przyjmij wszystkie jej emocje z otwartymi ramionami. Przyczynisz się w ten sposób do uzdrawiającego procesu, który choć nie jest przyjemny - prowadzi nas do akceptacji i pogodzenia się z tym, że wszystko w naszym życiu podlega zmianie.